Twórzmy normy
Odwaga i szaleństwo są odwrotnie proporcjonalne do wieku.
Im jesteśmy starsi tym bardziej lubujemy się w stateczności i nudzie bezpiecznej rutyny dnia codziennego. Zapominamy o stymulowaniu naszych emocji, które rozbudzają pragnienie rozwoju i postępu. Stanie w miejscu choć bezpieczne nie maluje uśmiechu na naszej twarzy, a jedynie pozwala utrzymać grymas stagnacji…
Fajnie jest patrzeć na dzieciaki pobudzane impulsem do działania – robią to co dla nas, starszych nie jest już możliwe do osiągnięcia. I choć niektóre z błędów zostaną w nich do końca, na większość pozostałych da się przykleić plasterek. Zazdrościmy im młodości i bezkompromisowości, ale kto powiedział, że “odpowiedzialność” i “poukładanie” jest metodą na bezpieczne szczęście? Ja nie zazdroszczę – jestem sobą i jest mi z tym dobrze… Mam nadzieję, że są ludzie którym szczerze i z ręką na sercu jest dobrze w codzienności układanej w podpunktach…Szkoda, że “wariactwa” nie przenoszą się drogą kropelkową…
Ale zaraz, może patrzę ze złej strony? Tu, z tej strony lustra to ja jestem wolny i próbuję zmieniać świat na siłę…A może z drugiej strony szyby pokrytej srebrem to ja wyglądam na nieszczęśliwego?Normy ustalane są względem większości. Postęp rodzi się jednak z mniejszości, a stopniowo zarażając większość staje się zaczątkiem nowej normy. Może jednak warto się czasem wygadać… Sprowokować do indywidualnych pomysłów…
Zgłodniałem od tego kombinowania. Pójdę więc za impulsem i zajrzę do lodówki…No właśnie – jakie to dla mnie proste – pójść za impulsem i coś zjeść…sekundka – naprawdę burczy mi w brzuchu…
…
Od razu lepiej…Ale o czym to ja… aha – zaspokajanie impulsów…
Zaraz ktoś powie – “Matko święta druga w nocy – o tej porze już się nie je!”A ja spytam… Bo Co?! Jak dotknę lodówki to mi rękę urwie? NIE! A może język mi zsinieje i odpadnie – też nie…To dlaczego nie możemy jeść gdy zgłodniejemy? Bo ktoś napisał, że w nocy się nie je…No świetnie – a nie pamiętacie już wojny na masło i margarynę. Co roku zmieniały się poglądy, która z nich zabija, a która da nam długowieczność – i co? Ani nie umarłem, ani nie planuję żyć 200 lat, choć do dnia dzisiejszego jem i jedno i drugie…A biznes się kręci…Tak – o biznes tu chodzi, nie ma jednego, trzeba sprzedać drugie. A jak i jedno i drugie się nie sprzedaje to trzeba wymyślić, że golarka z trzema ostrzami wcale nie goliła, że goli tylko z czterema, a że fiszbiny są niemodne i teraz już tylko styl “sporty”. Powiecie – “Hooola, Hola, ale co ma szaleństwo do biznesu?!”A ma… I to sporo…Korporacje wychowują nas na przewidywalnych odbiorców, rozbudzają potrzeby i zaraz je zaspakajają. Prześwietlają nas i narkotyzują standardami… Znieczulają na “Siebie” i “Ja” dając ułudę indywidualizmu oferując ferię barw i faktur tego samego produktu.
Brakuje w tym wszystkim równowagi. Wierzymy w projekcję, że za codziennością jest przepaść z której upadek grozi destabilizacją emocjonalną ze skraju tych rozpoznawanych i opisywanych przez psychiatrów. Ja zbudowałem sobie drabinę, ale dopiero gdy ją próbowałem wystawić okazało się, że nie ma gdzie jej spuścić – to zaledwie stopień, nie wart nawet schodów z tralkami. Tyle, że jak w reklamie PZU z warsztatem samochodowym, ktoś wymalował piękną i szeroką perspektywę przepaści…Tyle, że ja po odsłonięciu kotarki dostrzegłem piękne łąki wolności w miast szrotu – bo i ten jak się okazało był tylko grą wideo…
Zachęcam więc do eksperymentowania na własną rękę – pamiętajcie jednak by nie tykać się tych zabaw od których traci się rękę, bo głowę czasem warto stracić, że o sercu nie wspomnę…